Tych dwoje na balkonie
Tych dwoje na balkonie
Jak na wielkiej scenie obrotowej
A pod balkonem miasteczko
Wystawia im swe ¶wiadectwo
Płyn± przez górskie powietrze
Jakby szukali się jeszcze
Ona w szaleństwie go zaklina
Że to ni jej ni jego wina
On w przewiewnej koszuli
Wzdycha i do gwiazd się tuli
Stoj± na dwóch biegunach
Między nimi pęknięta struna
Kiedy¶ grał jej pod balkonem
Serenady księżycowe
Ona była w letniej sukience
Nie potrzebowała nic więcej
Dzi¶ tych doje na balkonie
Jak na wielkiej scenie obrotowej
A pod balkonem miasteczko
Wystawia im złe ¶wiadectwo
Lecz tak sierpniowo na balkonie
Że to chyba nie może być koniec