Trzy Marie
Maria zielona
Maria z zielnika rodem wzięta
Zielona chodzi z nią sukienka
Ogród się cały do niej łasi
Nawet zarozumiały jaśmin
Każdy liść z liściem gra tu w zielone
Każdy liść- zielony lata płomień
Wśród ziół co leczą nasze stopy
Idziemy w lato zanurzeni
Łąka przez trawy biczowana
Od krwi od rosy wciąż się mieni
Maria tylko zielone oczy mruży
Maria zielone światło mej podróży
Maria brzemienna
Ołtarzem jesteś głównym
W moim mrocznym kościele niepokoju
Wotami piersi ozdobiona
I jeszcze przybywa ci wotów
Z tajemnicą wielką w sobie drzemiesz
Jak gruszka przysypana w popiele
I pestkę chronisz całą sobą
Bo kiedyś ona będzie tobą
Pogodniejesz niczym, ciepła ziemia
Gdy z zimy wreszcie się wypląta
Ziarno piąstkę zaciska
Pukając nieśmiało do słońca
Mnie tu coraz mniej
Stoję w bocznej nawie
Maria senna
W koszulce snu bezbronnej
Która na żaden guzik
Nie zapięta
Płyniesz na tratwie
Naszego łóżka
Z busolą zmęczonego serca
Wszystkie twe dzienne sprawy
Tratwy się uczepiły
Jeszcze nie mają śmiałości
Jeszcze nie mają siły
By skoczyć do gardła
Lecz marszczą się nagle
Fale pościeli
Trwa nieznaczny
Przypływ dnia
Wychodzisz wtedy
Naprzeciwko
Dzień w dzień
Powtarza się ta gra
Do upadłego
Aż do upadłego