Tryptyk piecowy

Ołtarz lewostronny zapomniany
czyli piec chlebowy do którego
modlą się nieliczni

zamknięty do wewnątrz
bezczynnością
wspominasz ciepło
lasu bukowego
nadzianego grzybami
i ten czas nocy
gdy byłeś dla nas
grzesznym ołtarzem
bo po kryjomu
podawałeś nam ciepły razowiec

dziś przez moment zapłonąłeś
zajrzałem
para robaczków świętojańskich
rozpalała ogień wdzięczności

Ołtarz główny – piec kuchenny

potrzebny nam jesteś codziennie
jak prawa ręka człowiekowi
rano przed tobą matka klęka
z godzinkami na ustach
kładzie pierwszy ogień

wnet dymi ranna herbata
jakby do nieba szła ofiara
a potem ojciec chleb łamie
i sprawiedliwie nas obdziela

gdy powrócimy znów południem
natchniony jodłą będziesz mruczał
a nam na stole staną misy
któreś wymyślił razem z matką

Ołtarz sezonowy – piec kaflowy

troszczymy się o ciebie zimą
i wtedy w liberii błyszczący stoisz
jako wierny kamerdyner

ojciec rozkazał ci śpiewać kolędy
więc mruczysz jak potrafisz

ja zaś suszę na tobie
przechodzone skarpety dziurawe
(dziurami umknęło dzieciństwo)

nie czuję już tak twego ciepła
choć starasz się przesadnie
lecz ja wiem że to twój strach
przed latem