Po wigilii
gdy już wszyscy
mówią językiem
ryb i grzybów
wprzęgam do sań
siwego od mrozu konia
odpływamy
miasteczko w pochodniach
lepi bałwany
na płozach ostrzą noże
przybrane dziecko śmieje się
do szyby
i tylko śniegu małe opłatki
łamią się życzliwie
z świerkami
z jodłami
potem o dwunastej
siwy zaczyna mówić
a mówi tak przekonywająco
że w drodze powrotnej
zamieniamy się rolami