Po ubiegłorocznym zbiorze wierszy „Przymierzanie
peruki”, w którym opisał chorobę, umieranie i śmierć swojej żony Marii,
Adam Ziemianin zaskakuje nas tomem poezji pod znamiennym tytułem „Co za
szczęście!”.
Tytuł
tego zbiorku tyleż znamienny co przewrotny. Teraz ja umieram, zdaje się
mówić poeta, ale – co za szczęście! – jeszcze żyję, umieram w każdej
chwili, ale przecież w każdej chwili żyję.
W najnowszych
wierszach autor „Makatki z płonącego domu” i „Ulicy Ogrodowej”
nieustannie wraca do początku, do czasów młodości, a nawet dzieciństwa,
do czasu swoich narodzin, a więc do tego, co pamięta jak przez sen: „I
stałem się na chwilę kimś/ Choć dalej byłem nikim” („Prawiek”). Pytanie
„kim jestem” wraca w następnych wierszach. Na to pytanie nie ma jednej
jedynej odpowiedzi, jedna z nich brzmi: „A może jestem nerwowym/
Kłębkiem wełny kosmicznej/ Zwijającym się według/ Wyższych reguł i
zasad” („Kłębek kosmiczny”). Z uwagi na to, że nie ma jednej, a więc
ostatecznej odpowiedzi, poecie nie pozostaje nic innego jak tylko
„Wciąż od nowa”:
Dziwić się jak dziecko
Z otwartymi ustami
Że zegar z kukułką
Skrzyp łąkowy
A wata cukrowa
(…)
Liczyć jak dziecko
Najlepiej na palcach
Kaczeńce w potoku
Gruszki na wierzbie
I wciąż zaczynać
Od początku
Nie tylko wtedy
Kiedy się pomylisz
Zdziwienie
światem to nie od dzisiaj żywioł liryki Adama Ziemianina. To jeden z
tych niewielu poetów, których dziwi i zachwyca, a nawet wprawia w
euforię każdy przejaw istnienia, nawet ten najbłahszy i
najbanalniejszy. „Świat jaki jest każdy widzi po swojemu/ Dlatego miej
odwagę lękać się tylko wtedy gdy nie jesteś sobą” – przepowiada poeta
sobie samemu i każdemu z nas z osobna w wierszu „W przedsionku wagonu”.
Zachwyca go zobaczony w Sienie obraz „Zwiastowanie” Ambrogio
Lorenzettiego, widok wodospadu Niagara, ale nie po stronie
amerykańskiej, lecz kanadyjskiej, czy potoku Smereczek oddzielającego
Polskę od Słowacji, a nawet kupiona poniewczasie w osiedlowym sklepie
spożywczo-przemysłowym „dzisiejsza gazeta która dogorywa” („Wieczór
podwawelski”). Koniec końców zadziwia go to, że „Powtarzalność pór
roku/ Jest niepowtarzalna”, że ziemia ciągle się kręci i świat
„Wiecznie zaskakuje/ Wciąż nową odsłoną” („Cud świata”).
Między
życiem a poezją wiele lat temu Adam Ziemianin odważył się postawić znak
równości i teraz stara się wszystkim tego gestu konsekwencjom sprostać.
Godząc się z każdym przejawem życia, z tym, że świat jest, jaki jest i
inny nie będzie, godząc się z tym, z czym i z kim był pokłócony,
próbuje także pogodzić się ze śmiercią. W „Zjeździe maturalnym” nie bez
żalu stwierdza, że coraz nas mniej, i wspomina tych, którzy odeszli,
przepadli na amen, w „Sprzedaży pianina” decyduje się z bólem na
oddanie w obce ręce pozostałego po żonie instrumentu, skoro „Nikt już
na nim nie gra/ W pokoju też ciasno/ I dziura w kieszeni”, ale w
„Traktacie o śmierci” stwierdzi paradoksalnie: „Nawet dobrze że śmierć
jest/ Jaka jest/ I że przychodzi kiedy chce”. Prosi tylko, w
charakterystycznym dla siebie przewrotnym stylu, o trochę czasu dla
siebie: „Bo nie od razu/ Chcę się o tym przekonać”.
W oczekiwaniu
na śmierć poeta – w cyklu wierszy powstałych w wesoło-smutnej,
śmieszno-płaczliwej, słodko-gorzkiej tonacji – gubi się, wygasza się,
pnie się, gimnastykuje się, buduje się, ale także kamieniuje się,
odludkuje się, zadupia się: „Zatrzymuję się na byle przystankach/
Wysiadam na stacyjkach/ Przez Boga zapomnianych/ Bo nie metropolie mnie
kuszą/ Ale swojskie skrawki naszej Ziemi Matki/ Gdzie nie diabeł lecz
anioł/ Mówi dobranoc” („Zadupiam się”). Opowiadając się po anielskiej
stronie natury ludzkiej, Adam Ziemianin pisze wiersze na chwałę życia,
świata, stworzenia.Adam Ziemianin „Co za szczęście!”. Podkarpacki
Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2008